Kasia, Michał i Daniel pomysł mają taki: otworzyć świetlicę społeczną, do której dzieci będą mogły przyjść odrabiać lekcje, dorośli pracować, a seniorzy odpoczywać.

Wszystkie te czynności będzie można połączyć z przyjemnym (a niektórzy uważają, że nawet leczniczym) głaskaniem kotów, śpiących na kolanach gości i łaszących się do ich nóg. Głównym zadaniem świetlicy jest jednak przede wszystkim pomoc bezdomnym kotom.

Zaczęło się od Szminki

- Fundatorką i Prezeską jestem ja, czyli Kasia Rusin-Czubaj. Większość mojego życia spędziłam w przeświadczeniu, że w sumie z tymi kotami to ja za bardzo dogadać się nie umiem i że chyba wolę psy. Wszystko zmieniło się, gdy poznałam mojego teraz już męża i jego przecudowną kotkę, Szminkę – opowiada Katarzyna Rusin-Czubaj. - Przy niej, z pomocą Michała-tutora, nauczyłam się podstaw kociego języka i opieki nad kotami, a po jej śmierci, od adopcji naszych pierwszych wspólnych kotów (Laura, Milena i Toki z Azyl dla zwierząt „Cichy Kąt”), poszło już lawinowo – dodaje. Od tego czasu przez życie Kasi i Michała przewinęło się ponad 10 kotów.
- Nie przestaję się w kocim zakresie rozwijać. Kończę kursy, uczęszczam na webinary, a od przyszłego miesiąca zaczynam studia podyplomowe z kociej behawiorystyki w Wyższej Szkole Europejskiej im. ks. Józefa Tischnera w Krakowie. Poza tym za dnia jestem korposzczurzycą, zumbiarą, wielką fanką dokumentów kryminalnych i miłośniczką wszystkich zwierząt, nie tylko kotków (może z wyjątkiem pająków, komarów i szerszeni). Do tego zdarza mi się czasem ugotować dobre rzeczy – przedstawia się prezeska Fundacji.
Wiceprezesem jest jej mąż, Michał Czubaj. Katarzyna mówi o nim, że jest zdroworozsądkowym filtrem dla jej pomysłów. Z zawodu programista, gejmer, hobbystyczny muzyk, koszykarz i ogrodnik, z pochodzenia tarnogórzanin, z wyboru gliwiczanin. Do ich rodziny zaliczyć można obecnie cztery koty: Milenkę, Burkę, Gruchę i Jacka.
Ostatnim członkiem zarządu Fundacji KOCIOłek jest Daniel Niewiński, którego największą siłą jest wiedza merytoryczna na temat prowadzenia Fundacji. Jego miłość do kotów widoczna jest w sercu, jakie okazuje swoim Rycce i Marcelince.
- Nasz zespół póki co jest niewielki, ale wierzymy, że z czasem powiększy się o grono wolontariuszy - wariatów takich jak my – śmieje się prezeska KOCIOłka.

Niezwykłe miejsce

Gdy myślimy o kociołku, przychodzi nam do głowy wielki gar, w którym miesza się kilka składników. Jeśli dodamy do tego energię (której członkom Fundacji nie brakuje) wyjdzie zapewne coś bardzo dobrego.
Składnikami - oczywiście, nie dosłownie – są ludzie i koty. Aby jednak to miejsce mogło powstać, potrzeba też szczypty dobrej woli i słoja pieniędzy. Te członkowie Fundacji próbują pozyskać z różnych źródeł. Założyli zbiórki na Zrzutce (zrzutka.pl/xv4nez) i Patronite (patronite.pl/kociolek-spoleczny), starają się o granty, próbują także pozyskać stałych sponsorów. Pytam, czy za przyjście do świetlicy trzeba będzie płacić.
- Nie, nie będzie żadnych opłat – deklaruje Katarzyna Rusin-Czubaj. – Wystawiona będzie skarbonka, ale wrzucanie do niej pieniędzy nie będzie obowiązkowe, choć oczywiście przyda się każde wsparcie – podkreśla.
KOCIOłek to nowa Fundacja w naszym mieście, potrzebuje zatem wsparcia dla rozpropagowania swoich pomysłów. Przekażecie jej idee dalej?
aku

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj