Gdy pracujemy z historiami niedopowiedzianymi, kiedy trudno zebrać dokumenty, musimy rozbić tę niby gładką powierzchnię.
Z Patrycją Dołowy, pisarką prowadzącą warsztaty w projekcie „Mozaika pamięci” organizowanym przez Fundację Brama Cukermana i Dom Pamięci Żydów Górnośląskich, rozmawia Małgorzata Lichecka.

W jaki sposób można odtworzyć czyjeś losy, czyjąś historię?
Mamy dokumenty, zdjęcia w archiwach, ślady pozostawione w różnych miejscach. Są historie mówione, spisane... Problem w tym, że w zbiorowościach, w których żyjemy i tworzymy wspólną kulturę, niektóre historie opowiada się bardziej, inne mniej, niektórych nie należy, nie warto, nie są ważne. I te ostatnie bardzo często przechodzą w przemilczenie, a właściwie w niebyt. A potem już bardzo trudno je z tego niebytu odzyskać, dlatego że nasza pamięć też jest wybiórcza: niekoniecznie dokładnie pamiętamy wszystko, co się zdarzyło, tylko dopasowujemy ją do rzeczywistości, w której żyjemy. Dlatego takim bardzo ważnym sposobem myślenia o opowiadaniu historii jest sięganie po to, co pominięte czy przemilczane. A także stawianie pytań. Możemy je oczywiście zadawać wtedy, kiedy mamy jeszcze jakichś świadków, a gdy ich zabraknie, pozostają archiwa czy dokumenty prywatne. Tak, jak robiliśmy to w „Mozaice pamięci”, bo przecież sięgaliśmy właśnie po prywatne, zapamiętane opowieści rodzinne, dzienniki, pamiątki niemieszczące się w zbiorowej pamięci. Warto spróbować odczytać je inaczej, w sposób inkluzywny, tak by sięgać po to, czego brakuje. To ważne dla tożsamości, dla umiejscowienia swojej rodziny. Często są to fragmenty tajemnicy, a jej odsłanianie może stać się niesamowitą przygodą.

A jak się do takiego odtwarzania nie zniechęcić? Niektórzy są zdeterminowani, jednak są i tacy, którzy po pierwszej przeszkodzie, niepowodzeniu, uznają, że jednak nie będą tego robić.
Chcemy się tym zajmować, lecz odkładamy to. I tak już jest. Powody są bardzo różne: nasze historie nie sklejają się, nie mamy sukcesu albo pojawiają się trudności, więc trzeba dać sobie czas, oderwać się od tych historii lub wręcz zapomnieć o nich i później wrócić, jednak już w innym czasie czy przestrzeni. Sama doświadczam czegoś podobnego: przychodzi znużenie, stan związany z nadmiarem materiału, trudnościami, z tym, że pokazuje nam się inny obraz opowieści niż ten, który mieliśmy w głowie. Odtwarzanie historii rodzinnych to ciężka praca, a szukając w archiwach czy innych źródłach, trzeba mieć po prostu szczęście, ale też rządzi tym trochę przypadek. Bo nagle okazuje się, że to, co nas interesowało było w jakiejś piwnicy, na strychu, w opowieści ciotki. I przychodzi właściwy moment, kiedy znajdujemy nasz kawałek. Więc chyba najważniejsza jest uważność i danie sobie czasu.

Do czego potrzebna jest nam pamięć i czy dzisiaj zajmujemy się nią należycie?
Jesteśmy ludźmi świata, a to stwarza ogromną ilość możliwych dróg, co z kolei sprawia, że szukamy swojego miejsca, próbując odpowiedzieć na pytanie: kim jestem? Pamięć, dopasowanie tożsamości, myślenie o tym, skąd pochodzę, są właśnie mapami, drogowskazami w tej globalnej wiosce, a historie z przeszłości wytyczają w niej naszą przestrzeń. Potrzebujemy tego, gdyż określa przynależność do społeczności, grupy przyjaciół i rodziny. Jako osoba z doświadczeniem mniejszości mogę powiedzieć, że to, co dla mnie było ważne, to moment, w którym zorientowałam się, że w historii większości, tej, której uczyłam się z podręczników, tę, którą widzę na pomnikach w przestrzeni miasta, nie ma tak naprawdę mojej historii. A jeśli tak jest, brakuje także mnie, więc trudniej mi budować tożsamość. Myślę, że to moje doświadczenie mniejszościowe jest też doświadczeniem bardzo wielu ludzi. Nie chodzi nawet o mniejszość etniczną, a bardziej o to, że jesteśmy różnorodni i próbujemy umiejscowić się w globalnym świecie i funkcjonować w nim nie jako więźniowie przeszłości, a osoby potrafiące ją  przepracować.

Jaką metodę pracy wybrała pani podczas warsztatów „Mozaiki pamięci”? 
Stosuję, także w swojej twórczej pracy, metodę chyba najbliższą nazwie warsztatów, czyli metodę kolażu. Gdy pracujemy z historiami niedopowiedzianymi, kiedy trudno zebrać dokumenty, musimy rozbić tę niby gładką powierzchnię. Zwykle próbuję spojrzeć na rozsypane kawałki od nowa, zastanowić się jak, i czy w ogóle, możemy je ułożyć jeśli to fragmenty, o których się nie opowiadało, często bardzo głęboko pochowane. Dlatego ważnym elementem mojej metody jest rozmowa i stworzenie kolażu, będącego nie tyle gotową historią, lecz pomostem do tego by ją wyrazić, opowiedzieć, opisać. W „Mozaice pamięci” byliśmy grupą, którą, na różne sposoby, wiązały tematy żydowskie. Wśród nas były osoby pochodzenia żydowskiego, też takie, które odkryły żydowskie korzenie w swoich rodzinach, ale przez lata o nich nie mówiono. Niezwykły w historiach warsztatowych okazał się element tożsamości ulepiony z różnych kawałków, z różnych opowieści, a połączył je Śląsk czy Zagłębie, bo to tu, po wielu wędrówkach po świecie, znalazły swoją przestrzeń osoby z mojej grupy. I coś jeszcze ujawniło się w tych opowieściach: jesteśmy trochę rodzinnie nomadami, którzy przyszli na warsztaty i próbują z fragmentów tułaczych losów, z miejsc na rodzinnych drogach skleić swoje pogmatwane i nieoczywiste historie. To było niezwykle poruszające.

Myślę, że w Pani grupie była obawa, widziałam to na tym pierwszym mozaikowym spotkaniu, kiedy obserwowaliśmy siebie i czekali na to, kto zacznie. Wydaje się też, że podczas warsztatów, kiedy dzieliliśmy się swoimi opowieściami ona malała, choć nie znikała całkowicie, i jednak wzrastała w nas chęć opowiedzenia, podzielenia się historią, a nie zatrzymania jej tylko dla siebie. 
Na warsztatach „Mozaiki pamięci” pojawiły się osoby z gotowością dzielenia się swoimi historiami, a mimo wszystko rzeczywiście na początku wyczuwało się niepewność. Myślę, że najważniejsza była tu kwestia stworzenia bezpiecznej przestrzeni do słuchania się nawzajem. To absolutna podstawa do tego, by dzielić się historiami. Czyli wiemy, że to, co tutaj sobie opowiadamy, nie zostanie ocenione, że dajemy wypłynąć opowieściom, wspólnie się im przyglądamy, słuchamy ich. Ta bezpieczna przestrzeń warsztatowa spowodowała, że dość szybko nastąpił moment otwarcia. Nawet u tych uczestników czy uczestniczek, którzy na początku deklarowali, że nic nie opowiedzą. Choć później, już podczas pisania, zdarzało się, że niektóre osoby decydowały się na zmianę imienia, nazwiska, nazwy miejscowości, zatem dalej nie było pełnego otwarcia. Ale sądzę, że podczas warsztatów wydarzyła się między nami bardzo ważna rzecz: wspieraliśmy się.

Niewygodna prawda w pamięci. Co z tym zrobić? Na warsztatach, w których uczestniczyłam, pojawił się przypadek Iwony- jej prababcię wymazano z rodzinnej historii, nie chciano tej historii w ogóle w rodzinie, a Iwona wyciągnęła ją do niej i dzięki temu prababcia z niewygodnej postaci stała się być może pełnoprawną członkinią rodziny. 
W naszej grupie pojawiały się historie dotąd przemilczane, a my je właśnie wciągaliśmy w rodzinną narrację.

Na przeciwległym biegunie niewygodnej prawdy jest gloryfikowanie. Jak tego uniknąć? Albo może jest dobre? Może powinniśmy idealizować naszych krewnych, bo to nam pomaga? 
Pewnie pomaga, ale czy jest dobre? Gloryfikując, łatwo możemy zatrzeć pewne ślady. O wiele bardziej oczyszczające jest dotarcie do tego, co niewygodne, przyjrzenie się temu. Ja ten proces lubię porównywać do tego, co robimy ze zbiorową pamięcią w Polsce. Dużo łatwiej obudować to, co niewygodne, zabić dyktą, a to co chcemy wyciągnąć, zmienić w spiżowy pomnik. To tak jak z bandażowaniem rany. Jeżeli to zrobimy, wygląda dobrze, jednak nie widać, co dzieje się pod bandażem, jak rana się jątrzy. Jeżeli ją odsłonimy, zdezynfekujemy, trochę poboli, ale warto zostać z blizną i już jej nie chować. W społecznościach czy rodzinach niedopowiedziane pracuje na podobnych zasadach.

Czy „Mozaika pamięci” pozwoliła wypełnić białe plamy w naszych historiach rodzinnych? 
To proces, który potrwa, ale mamy, tak ważne w opowiadaniu historii, otwarcie. Natomiast, dzięki stworzeniu przestrzeni do dzielenia się nimi, czuliśmy się na warsztatach bezpiecznie, i rzeczywiście udało się opowiedzieć nawet o bardzo trudnych kwestiach. Wykonaliśmy ważną pracę i mam nadzieję, że uczestnicy i uczestniczki warsztatów myślą podobnie.

Ma pani ulubioną historię warsztatową?
Uwielbiam wszystkie, są niesamowite i lubię też to, jak one się w sobie przeglądają. Kiedy myślę o warsztatach, widzę bardzo dużo historii złożonych z różnych rodzinnych kawałków. To takie fizyczne zobrazowanie tego, z czego się składają - każda osoba z rodziny, z innego miejsca, a spotykają na Śląsku, z kolei ten Śląsk nie do końca jest ich, a jednak już jest ich. Pojawiło się naprawdę bardzo wiele bardzo poruszających historii…, więc nie potrafię wskazać mojej ulubionej.

Czy Pani też dzieliła się swoją historią podczas warsztatów? 
Tak. To było bardzo ważne w procesie tworzenia bezpiecznej przestrzeni. W której nie jestem już obca i przychodzę ze swoim doświadczeniem, historią, z tym, co z nią robiłam, i chcę się nią dzielić. Opowiadałam też o swoim procesie dochodzenia do niej. Wydaje mi się, że taka szczerość, to że się odsłaniam, sprawia, że moja historia się uwiarygadnia. I to jest dobre. Wszyscy się dzielimy, wszyscy się słuchamy, a ja jestem wśród tych osób. To niesłychanie ważne w procesie przywracania historii. To my decydujemy o tych kawałkach i o tym jaka jest ich ranga.

 

Patrycja Dołowy:
pisarka, działaczka społeczna, popularyzatorka nauki i sztuki, z wykształcenia doktor nauk przyrodniczych i artystka wizualna. Kieruje Centrum Społeczności Żydowskiej JCC Warszawa oraz wykłada na Wydziale Artes Liberales Uniwersytetu Warszawskiego. Od lat zajmuje się problematyką tożsamości i pamięci, włączając w swoje badania perspektywy mniejszościowe, w tym feministyczną. Opublikowała Wrócę, gdy będziesz spała. Rozmowy z dziećmi Holocaustu (2019) oraz Skarby. Poszukiwacze i strażnicy żydowskiej pamięci (2022), Pęknięte lustro. Próba portretu Adama Czerniakowa (2024). Napisała również rozdziały do takich prac zbiorowych jak Przecież ich nie zostawię. O żydowskich opiekunkach w czasie wojny (2018) i Kwestia charakteru. Bojowniczki z getta warszawskiego (2023). Jest autorką sztuk teatralnych: Hindełe, siostra Sztukmistrza, The Hideout / Kryjówka, Dziady. Twierdza Brześć, Matki oraz Wanda (wraz z Sylwią Chutnik).

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj