Czarny scenariusz stał się faktem. Miasto przegrało w Sądzie Najwyższym spór z marszałkiem województwa o dofinansowanie hali Gliwice. Definitywna porażka oznacza, że 360 mln zł Gliwice zapłacą tylko z własnej kieszeni.
Przypomnijmy, że szło o 141 mln zł, które władze regionu obiecały na
budowę hali Gliwice (wcześniej Podium) w ramach środków unijnych. Umowę
podpisano na długo przed rozpoczęciem budowy. Pod wpływem negatywnej
opinii Komisji Europejskiej ówczesny marszałek Adam Matusiewicz zmienił
jednak zdanie i wykreślił halę z Regionalnego Programu Operacyjnego dla
Śląska na lata 2007 – 2013.
Urzędnicy z Brukseli, odmawiając zatwierdzenia projektu, wskazali, że planowana arena jest za duża, powstanie zbyt blisko katowickiego Spodka, a z tych powodów będzie też nierentowna. Zaproponowali jednak przeskalowanie i ponowienie wniosku w ciągu dwóch miesięcy. Gliwice nie skorzystały z tej możliwości i KE podtrzymała ocenę.
Województwo uznało umowę za rozwiązaną, jednak Gliwice nie zrezygnowały z planów. Ponieważ opinia KE nie była formalną decyzją, władze miejskie uważały, że nie ma podstaw do rozwiązania umowy i ona nadal obowiązuje. Miasto przystąpiło do budowy hali za własne i pożyczone środki pieniądze, ale z myślą o odzyskaniu obiecanych funduszy.
Gliwice na początek zażądały 105 tys. zł jako refundacji części wydatków na prace nad projektem. Precedensowa wygrana miała otworzyć drogę do całej kwoty. Spór, po nieudanej próbie mediacji, przeniósł się na salę sądową. W kwietniu 2015 r. sąd okręgowy oddalił żądania miasta, a w grudniu tego samego roku Sąd Apelacyjny podtrzymał wyrok.
Pomimo dwóch przegranych gliwiccy urzędnicy nie składali broni. Sprawa trafiła do Sądu Najwyższego. Nie doszło do zaskakującego przełomu. SN w swoim werdykcie z 30 marca potrzymał rozstrzygnięcie sądu niższej instancji, wskazując, że w prawie unijnym decyzje administracyjne zapadają w różnych formach, nawet ustnie, zatem opinię KE należy zakwalifikować jako decyzję.
Wyrok SN jest ostateczny. Oznacza to, że hala powstanie wyłącznie ze środków własnych miasta. 360 mln zł, potrzebnych na nią wraz z wyposażeniem, pochodzić będzie z naszych kieszeni.
- Akceptujemy werdykt, ale czujemy się oszukani przez ówczesny zarząd województwa – komentuje Marek Jarzębowski, rzecznik prezydenta Gliwic. - Nie ma już odwrotu, budowa będzie kontynuowana. Chcę przypomnieć, że inwestycja ma poparcie społeczne. Przed podjęciem decyzji zapytaliśmy mieszkańców, czy budować arenę niezależnie od tego, jak rozstrzygnie się sprawa dofinansowania. Wynik był jednoznaczny.
W przeprowadzonym w grudniu 2012 r. sondażu zagłosowało niecałe 6 proc. uprawnionych mieszkańców Gliwic. Blisko 62 proc. uprawnionych (5664 osób) poparło budowę hali.
(pik)
Urzędnicy z Brukseli, odmawiając zatwierdzenia projektu, wskazali, że planowana arena jest za duża, powstanie zbyt blisko katowickiego Spodka, a z tych powodów będzie też nierentowna. Zaproponowali jednak przeskalowanie i ponowienie wniosku w ciągu dwóch miesięcy. Gliwice nie skorzystały z tej możliwości i KE podtrzymała ocenę.
Województwo uznało umowę za rozwiązaną, jednak Gliwice nie zrezygnowały z planów. Ponieważ opinia KE nie była formalną decyzją, władze miejskie uważały, że nie ma podstaw do rozwiązania umowy i ona nadal obowiązuje. Miasto przystąpiło do budowy hali za własne i pożyczone środki pieniądze, ale z myślą o odzyskaniu obiecanych funduszy.
Gliwice na początek zażądały 105 tys. zł jako refundacji części wydatków na prace nad projektem. Precedensowa wygrana miała otworzyć drogę do całej kwoty. Spór, po nieudanej próbie mediacji, przeniósł się na salę sądową. W kwietniu 2015 r. sąd okręgowy oddalił żądania miasta, a w grudniu tego samego roku Sąd Apelacyjny podtrzymał wyrok.
Pomimo dwóch przegranych gliwiccy urzędnicy nie składali broni. Sprawa trafiła do Sądu Najwyższego. Nie doszło do zaskakującego przełomu. SN w swoim werdykcie z 30 marca potrzymał rozstrzygnięcie sądu niższej instancji, wskazując, że w prawie unijnym decyzje administracyjne zapadają w różnych formach, nawet ustnie, zatem opinię KE należy zakwalifikować jako decyzję.
Wyrok SN jest ostateczny. Oznacza to, że hala powstanie wyłącznie ze środków własnych miasta. 360 mln zł, potrzebnych na nią wraz z wyposażeniem, pochodzić będzie z naszych kieszeni.
- Akceptujemy werdykt, ale czujemy się oszukani przez ówczesny zarząd województwa – komentuje Marek Jarzębowski, rzecznik prezydenta Gliwic. - Nie ma już odwrotu, budowa będzie kontynuowana. Chcę przypomnieć, że inwestycja ma poparcie społeczne. Przed podjęciem decyzji zapytaliśmy mieszkańców, czy budować arenę niezależnie od tego, jak rozstrzygnie się sprawa dofinansowania. Wynik był jednoznaczny.
W przeprowadzonym w grudniu 2012 r. sondażu zagłosowało niecałe 6 proc. uprawnionych mieszkańców Gliwic. Blisko 62 proc. uprawnionych (5664 osób) poparło budowę hali.
(pik)
Komentarze (0) Skomentuj