Śledztwo w sprawie zabójstwa 14-latka oraz usiłowania zabójstwa jego babci umorzone. Bo sprawca nie żyje. Chodzi o tragedię, o której pisaliśmy wiosną 2015 roku. Doszło do niej 5 marca w Sośnicy. Prowadzone przez Prokuraturę Rejonową Gliwice-Wschód śledztwo wyjaśniło, co tak naprawdę wydarzyło się tamtego dnia w bloku przy ul. Wiślanej.


On przecież za te dzieci życie by oddał. To niemożliwe, żeby im chciał krzywdę zrobić”. Tak mówił jeden ze świadków, sąsiad. A jednak krzywda się stała.


Tragedia z Sośnicy wstrząsnęła całą Polską. Bo rzeczywiście – w dzielnicy Gliwic rozegrał się niespotykany tu dotąd dramat. Dziadek zasztyletował swojego nieletniego wnuka, wcześniej usiłował zabić żonę. Potem popełnił samobójstwo, skacząc z balkonu.


On tymi dziećmi żył tylko

62-letni Bronisław U., emerytowany górnik z Sośnicy oraz jego 61-letnia żona Jadwiga od sześciu lat tworzyli rodzinę zastępczą dla swoich dwóch wnuków. Starszy chłopiec miał 14 lat, jego brat – 9. Chłopcy byli grzeczni, zawsze zadbani. Dobrze się uczyli. W szkole brali udział w zajęciach pozalekcyjnych, w kościele byli ministrantami.


Czteroosobowa rodzina żyła w zgodzie. Dziadkowie opiekowali się wnukami należycie, kochali je. Nawet dziadek, ten, który potem zabił. 62-latek był bardzo zaangażowany w wychowanie chłopców. Zdaniem tych, którzy rodzinę znali, miał z nimi dobry kontakt. Bronisław U. starał się im zapewnić przede wszystkim bezpieczeństwo. Uważał, że to ważne po traumie, jaką chłopcy przeszli kilka lat wcześniej.


Ta trauma to morderstwo. Ofiarą była matka chłopców, katem jej mąż, a ich ojciec. Tragedia rozegrała się w domu rodzinnym w Kędzierzynie-Koźlu, na oczach starszego syna. Sprawca tamtej zbrodni, Marcin G., przebywa obecnie w zakładzie karnym w Głubczycach. Został skazany na 25 lat oraz pozbawiony władzy rodzicielskiej. To dlatego chłopcy trafili do rodziny zastępczej. Stworzyli im ją dziadkowie ze strony mamy.


Co robisz? Zostaw ten nóż!

5 marca w godzinach popołudniowych Bronisław U. wrócił do domu pijany. Wszedł do kuchni i zaczął się kłócić z żoną. Miał ponoć pretensje, że młodszy z wnuków zamiast się uczyć, gra w coś na tablecie. Pani Jadwiga odpowiedziała, że chłopiec odrobił już zadane lekcje i wyszła do przedpokoju. Wtedy mąż zaatakował ją nożem. Trafił w rękę.


Starszy z wnuków, 14-letni Maksymilian, usłyszał krzyk babci i wybiegł ze swojego pokoju. Razem z 61-latką próbował odebrać dziadkowi nóż. Bronisław U. zdołał jednak ugodzić żonę kilka razy w brzuch i klatkę piersiową. Kiedy osunęła się na ziemię, zaczął szarpaninę z wnukiem. Skończyła się tragicznie. 66-latek ugodził chłopca nożem w klatkę piersiową.


Po pomoc pobiegł 9-latek. Sprowadził sąsiada. Kiedy ten wszedł do mieszkania państwa U., zobaczył widok przerażający. W przedpokoju zakrwawioną panią Jadwigę, a w pokoju dziecięcym – dziadka siedzącego z nożem w ręku na leżącym chłopcu...


Wtedy Maksymilian jeszcze żył. Prosił o pomoc. Sąsiad odciągnął dziadka od wnuka. Potem wspominał, że Bronisław U. zachowywał się, jakby był w amoku. Nic do niego nie docierało. Sąsiad na chwilę wybiegł z mieszkania, by zadzwonić po pomoc. Gdy wrócił, nad Maksymilianem siedziała już babcia, uciskała jego rany. Dziadka nie było. Wyszedł na balkon i skoczył. Zmarł na miejscu.


14-letni Maksymilian zmarł w mieszkaniu, jeszcze przed przybyciem pogotowia. Jadwiga U. trafiła do szpitala.


Co ja narobiłem

Pytanie, co takiego się wydarzyło, że normalny człowiek, kochający dziadek sięgnął po nóż, by zranić najbliższych. Zdaniem biegłych, rażąca w sprawie jest niewspółmierność czynu do bodźca. Bo do morderstwa doprowadziła błaha kłótnia małżonków. 


Janina U. zeznała, że jej mąż nigdy wcześniej nie wykazywał żadnych tego typu agresywnych zachowań. 5 marca po południu jakby coś w niego wstąpiło. Jakby to nie był on. Kobieta była zdziwiona, że miał aż taką siłę. Zapamiętała tylko, że potem nagle się opamiętał, krzyknął: „co ja narobiłem”. Jakby doszedł do siebie.


Sąsiedzi twierdzą, że Bronisławowi U. zdarzało się pić. Mimo to nikt nie pamiętał, by z tego powodu robił komuś krzywdę. Samo zaś picie tłumaczą psychiczną traumą związaną ze śmiercią córki. Od tamtej tragedii 66-latek nie potrafił ponoć poradzić sobie z emocjami.


Ostatnio doszedł Bronisławowi U. jeszcze jeden problem. Otóż dał o sobie znać morderca jego córki. Marcin G. zza krat kontaktował się z teściami, żądając 70 tys. zł za jego udział w mieszkaniu w Kędzierzynie-Koźlu, które pozostawało we współwłasności jego i synów. Bronisława U. uważał, że żądanie takie jest krzywdzące dla osieroconych chłopców.


I był problem dodatkowy. Marcin G. zaczął kontaktować się z 14-letnim Maksymilianem. Dziadek bał się, że to będzie miało na chłopca zły wpływ. I że ojciec może wyrządzić mu krzywdę, jak kiedyś jego matce.


Jednym słowem Bronisław U. przeżywał duży stres związany z obecnością w życiu rodziny skazanego mordercy.


On jakby zwariował

Pod wpływem emocji i stresu człowiek często reaguje w sposób zaskakujący dla samego siebie i innych. Jeden z sąsiadów stwierdził, że nie mógł w to wszystko uwierzyć. Że Bronisław U. zachowywał się, jakby postradał rozum.


Dlatego, kiedy amok minął, 66-latek skoczył z balkonu. Zdaniem biegłych, samobójstwo to świadczy o uświadomieniu sobie winy.


- Śledztwo umorzyliśmy – mówi Janusz Sochacki, szef Prokuratury Rejonowej Gliwice-Wschód. – Z uwagi na śmierć podejrzanego bezpośrednio po popełnieniu przestępstwa brak było możliwości faktycznego sporządzenia i przedstawienia zarzutów. Postępowanie toczyło się więc tylko w fazie in rem – dodaje prokurator.


61-letnia Jadwiga U. przeżyła. Ale młodszy wnuk znajduje się teraz pod opieką jej drugiej córki. Dziecko otrzymuje wsparcie psychologa.


Marysia Sławańska



wstecz

Komentarze (0) Skomentuj